Magister sprzątający ulice – smutna rzeczywistość polskiego rynku pracy

Kto choć raz był na rozmowie w sprawie pracy, ten doskonale wie, albo przynajmniej orientuje się, co potrzebne jest, aby otrzymać wymarzoną posadę. Doskonała prezentacja swojej osoby i wykształcenie bardzo często nie wystarczają. Pracodawcy oczekują czegoś więcej. Jeśli w ogóle otrzyma się zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną, gdyż czasami nie ma miejsca dla osób z wyższym wykształceniem na polskim rynku pracy…

Smutne, ale niestety prawdziwe. Młodzi ludzie, którzy większość całego swojego życia spędzili na edukacji, u progu samodzielności dowiadują się bardzo często (bo nie zawsze), że niewiele jest miejsc, które zatrudnią go, które pozwolą mu rozwijać swoje zainteresowania i podnosić kwalifikacje. Niewielu pracodawców pozwala absolwentom na zareklamowanie swojej osoby. Ich podania o pracę są często odrzucane w pierwszej kolejności, a zamiast nich bierze się pod uwagę kandydaturę osób z dużo niższym wykształceniem, np. po szkołach policealnych, albo po tzw. zawodówkach.

Na rozmowie kwalifikacyjnej wymaga się przedstawiania dyplomów najlepszych uczelni w państwie, a jeszcze lepszej gdyby kandydat miał ukończoną prestiżową uczelnię zagraniczną. Mile widziane są zaświadczenia o ukończeniu najróżniejszych kursów i szkoleń, międzynarodowe certyfikaty, znajomość co najmniej kilku języków obcych i to w poziomie zaawansowanym. Dobrze by było, gdyby ukończone były jeszcze studia podyplomowe. Zawsze jednak wymagane jest doświadczenie i to najlepiej wieloletnie. Gdy ten warunek nie zostaje spełniony, osoba ubiegająca się o posadę odchodzi z przysłowiowym kwitkiem. I znowu zaczyna się pukanie do kolejnych drzwi, znowu zaczyna się przeglądanie gazet, szperanie w ofertach pracy, telefony, telefony i znowu pukanie do drzwi. A na końcu okazuje się, że i tak dyplomowany magister znajduje zatrudnienie w sektorze publicznym, przy robotach drogowych, konserwacji powierzchni płaskich, jak zwykło się teraz nazywać zwykłe sprzątanie, czy zostaje wysoko wykwalifikowanym operatorem wózka widłowego.

W 2008 r. sytuacja wydawała się już być opanowana. Wskaźnik bezrobocia zaczął maleć, a w górę poszło nawet średnie roczne wynagrodzenie. Wszystko jednak zmienił kryzys gospodarczy, który obiegł świat w 2009 r. W Polsce – państwie, w którym i tak wskaźnik bezrobocia jest zdumiewająco wysoki, liczba osób bez pracy ponownie zwiększyła się. Pierwszy kwartał bieżącego roku także nie przedstawiał się najlepiej, a i latem sytuacja niewiele uległa poprawie. Najbliższy czas także nie napawa optymizmem. Studenci, będąc jeszcze w trakcie nauki, już boją się o swoją przyszłość. Zwłaszcza ci, którzy uczą się dziennie, co nie pozwala im prawie w ogóle zdobyć doświadczenia zgodnego z kierunkiem kształcenia. W niewiele lepszej sytuacji są studenci studiów niestacjonarnych, którzy nierzadko podejmują naukę odpowiednią do ich aktualnego zatrudnienia. Jednak, mimo wszystko i tak większą grupę stanowią absolwenci studiów stacjonarnych, których rozkład zajęć pozwala tylko na zatrudnienie dorywcze, najczęściej w pubach, przy roznoszeniu ulotek, albo jako pomoc przy dzieciach. Doświadczenie to z punktu widzenia potencjalnego pracodawcy równa się żadnemu doświadczeniu.

Doświadczenie – jest pojęciem, które powszechnie oznacza wiedzę, jak coś wykonać. Powinna się na nie składać wiedza zarówno teoretyczna, jak i praktyczna – w równym stopniu. To suma obu rodzajów wiedz daje doświadczenie w danej dziedzinie. Dlatego niezwykle ważna jest praktyka, którą powinien posiadać każdy potencjalny kandydat. Oczywiście, najlepiej gdyby była ona wieloletnia i zdobyta w różnych miejsca, ale trzeba wziąć pod uwagę, że nie zawsze uda się ją wypracować, będąc zajętym zdobywaniem wiedzy na wyższej uczelni. Są osoby, które potrafią pogodzić pracę ze studiami i chwała im za to. Ale są też osoby – i to w większości – którym ta sztuka się po prostu nie udała, albo nie mieli takiej możliwości. Trudna jest sytuacja zwłaszcza absolwentów kierunków humanistycznych – pedagogiki, filologii, czy filozofii. O wiele lepiej ma się sytuacja na rynku studiów inżynierskich – tam zapotrzebowanie na specjalistów jest zawsze wysokie. Poszukiwani są budowniczy, informatycy i elektronicy z wyższym wykształceniem. Absolwent kierunku humanistycznego, wiążący swoją przyszłość z oświatą czy szkolnictwem, może zapomnieć o pracy bez przynajmniej minimalnego doświadczenia, albo chociaż stażu.

Gdyby spojrzeć kilka lat wstecz, można by dojść do wniosku, że u młodych ludzi zmieniły się powody wyboru kierunków studiów wyższych. Kiedyś studiowano to, co było zgodne z zainteresowaniem, co było pasją, marzeniem z dzieciństwa. Teraz większość młodych ludzi, podejmując dalszą naukę, dostosowuje się do aktualnych zapotrzebowań na rynku pracy. Wybiera te kierunki, po których łatwiej będzie można znaleźć zatrudnienie. A rzeczywistość i tak na samym końcu okazuje się być jeszcze bardziej smutna. Po spędzeniu, bądź co bądź, niekrótkiego okresu czasu w murach uczelni okazuje się, że praca jest, ale albo dorywcza, albo w ogóle niezgodna z wykształceniem. Takie są realia polskiego rynku pracy…

Przygotowując się do rozmowy kwalifikacyjnej, każdy potencjalny kandydat chce wypaść jak najlepiej. Wyciąga z szuflady pliki certyfikatów, dyplomów, w ostateczności deklaruje nawet chęć dalszej nauki. A wśród pracodawców zaczyna coraz częściej obowiązywać zasada: Im więcej, tym lepiej. Ciągle mało i mało doświadczenia, za krótki staż, za krótkie praktyki. A nie można mieć przecież wszystkiego na raz. Zrozumiałe i logiczne jest to, że aby mieć wykształcenie trzeba odłożyć zdobywanie umiejętności na później. Ale jeśli nikt nie chce dać posady młodemu absolwentowi, to w jaki sposób ma on zdobyć to rzeczone doświadczenie?
Ktoś musi pierwszy wyciągnąć do niego rękę, aby mógł się rozwijać i doszkalać praktycznie. Nikt przecież nie urodził się alfą i omegą. Każdy zaczynał od zera, ci którzy teraz decydują o zatrudnieniach także byli kiedyś na miejscu potencjalnego absolwenta. Wystarczy tylko odrobina zrozumienia i dobrej woli. Przecież poziom szkolnictwa polskiego jest jednym z najwyższych w Europie, a prawdopodobnie także i w skali światowej nie stoi na końcu. W takim razie, jeśli za granicą Polacy mogą pracować na liczących się stanowiskach, to czy w kraju magister, który zamiata ulice, albo kopie rowy nie jest wstydem? Ciekawe czy w obliczu tak nieciekawej przyszłości osoby najwyższe rangą w państwie postawione na miejscu ludzi zaraz po studiach nadal krytykowałyby masowe emigracje za godziwą pracą… W takiej sytuacji nie dziwne nawet jest, że niektórzy ludzie z takim sentymentem wspominają czasy obowiązującego ustroju komunistycznego, kiedy to każdy obywatel miał posadę…

Joanna Piskorska
Tworzenie stron internetowych - Kreator stron WW